wtorek, 15 listopada 2016

Zmieniamy domenę!

Od dziś, wszystkie dotychczasowe posty i nowe posty będą widoczne na stronie STRONA INTERNETOWA - KLIK
Także zmieniamy miejsce, z Blogger'a na wix.com :) Zaglądajcie i nie zapominajcie o mnie! LOVE

niedziela, 30 października 2016

Total eclipse of a heart

Czasami bywa tak, że czujemy się całkowicie wypompowani ze wszystkich sił. Nie mamy chęci do robienia czegokolwiek. Wolimy pozostać w swoich czterech ścianach, by dodatkowo się dobijać. Wolimy robić wiele innych rzeczy niż spotkania z przyjaciółmi, bo nie chcemy żeby zadawali pytania, które wymagałyby otwarcia i wyrzucenia z siebie tego, co tak naprawdę sprawiło, że nasze serducho i dusza nie mają już blasku. Nie chcemy też żeby się nami przejmowali. Ale co tutaj tłumaczyć?! Czarny miesza, czarny działa. Dowala każdego dnia, każdemu, no chyba, że jesteś już jego w 100%. Ci, którzy pragną być z Chrystusem bronią się. Razem ze swoim Bogiem walczą z rogatą istotą, żeby nie zejść z dobrej drogi na tyle daleko, by na nią nie zdołało się już wrócić. Nie wierzę, że nikt z Was, czytających tego bloga, nie czuł się jak wrak po bitwach stoczonych z czarnym. Bo chyba wiecie, że on istnieje? Dziwne by to było, gdybyście wierzyli w Boga, a twierdzili, że szatana nie ma. No ale może, jeżeli tak było, to ten post skłoni Was do przemysleń. 
"Przeżywasz opuszczenie, a ja Cię zapewniam, że wtedy właśnie Jezus przyciska Cię mocno do swojego serca." Św.Ojciec Pio
Co jest najlepszym lekiem na takie samopoczucie? Modlitwa. Oprócz niej ładowanie baterii na strefach chwały, wieczorach uwielbienia. Jeżeli jesteśmy już na jakimś etapie "związku" z Chrystusem, musimy być gotowi na upadki, na wiele upadków. Bo jak napisałam we wcześniejszym poście, upadać to znaczy być na dobrej drodze. Bo jeżeli rogaty się Ciebie czepia, to znaczy, że uciekasz mu z rąk. Trzymajmy się więc tej dobrej drogi. Idźmy za Chrystusem, bo inne drogi są zdradliwe i niepewne. 
"Jeżeli trwacie w nauce mojej, jesteście prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli." Ewangelia wg św. Jana 8, 31-32

sobota, 22 października 2016

Upadasz? To dobrze!

Ile razy zdarza się nam narzekać, że upadliśmy, że ktoś nas zranił, że znowu coś nie poszło po naszej myśli? Chyba wiele razy. Generalnie nasze życie składa się z upadków i wzlotów. Oczywiście każdy z maz wolałby mieć w życiu same sukcesy, by móc jedynie radować się i cieszyć. Jednak tak, niestety się nie da. W liście do Hebrajczyków 12, 5-6 czytamy: " Synu mój, nie lekceważ karcenia Pana, nie upadaj na duchu, gdy On cię doświadcza. Bo kogo miłuje Pan, tego karci, chłoszcze zaś każdego, którego za syna przyjmuje." Czyż od razu nie patrzymy na nasze upadki inaczej? One są błogosławieństwem, żebyśmy nie poddawali się, lecz cały czas wzrastali. Żebyśmy nie popadali w pychę tylko byli pokorni. Przecież tylko pokorą daną przez Boga można zwyciężyć szatana. Szatan nienawidzi ludzi pokornego serca. Nienawidzi Maryi, która jest najpiękniejszym przykładem pokory. Przyjęła od Boga syna, Chrystusa, którego wychowała i kochała całym swoim sercem i duszą, a w dniu Jego ukrzyżowania przeniknął jej serce miecz, czyli Bóg ją doświadczył, ponieważ ją miłował. Ja osobiście, od razu inaczej popatrzyłam na swoje życie, kiedy przeczytałam ten fragment Pisma Świętego. Stwierdziłam wręcz, że lepiej częściej upadać, żeby faktycznie walczyć ze swoim ego, ze swoją pychą, która tylko odciąga nas od Boga. Pokory trzeba uczyć się cały czas, non stop. Nigdy nie możemy stwierdzić, że ja to jestem pokornym człowiekiem. W momencie, gdy już wypowiadamy te słowa, przemawia przez nas pycha. Jakże prosto wpaść w sidła szatanowi. Oczywiście mamy prawo popełniać błędy, przecież jestesmy tylko ludźmi. Jednak jeżeli będziemy potrafili się do nich przyznać przed Bogiem, uniżyć się i wyznać je w konfesjonale, to właśnie wtedy najlepiej walczymy ze swoją pychą. Bo kto lubi przyznawać się przed drugim człowiekiem, którym jest kapłan, że zgrzeszyłem? Chyba nikt. Dlatego moment spowiedzi jest bardzo dobrym momentem do pracy nad sobą. Oprócz tego, jako chrześcijanie, bierzmy przykład z Chrystusa. Idźmy za Jego nauką i wprowadzajmy ją w życie. To zdecydowanie najlepszy Nauczyciel, bo uczy nas jak żyć, by dostąpić zbawienia. 
"Patrzmy na Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala. On to zamiast radości, którą Mu obiecywano, przecierpiał krzyż, nie bacząc na [jego] hańbę, i zasiadł po prawicy na tronie Boga. Zważcie więc na Tego, który ze strony grzeszników tak wielką wycierpiał wrogość wobec siebie, abyście nie ustawali załamani na duchu. Jeszcze nie opieraliście się aż do krwi, walcząc przeciw grzechowi" List do Hebrajczyków 12, 2-4
Właśnie, przecież Chrystus wycierpiał tak wiele, a był Synem Bożym. Jakże my możemy wtenczas krzyczeć z bólu, jęczeć, że Bóg nas zostawił samych, że obarczył nas cierpieniem, że nas nie kocha? Przecież Swojemu Synowi nie oszczędził bólu i mąk. Nikt też nie obiecywał, że droga do zbawienia będzie łatwa. Można ją porównać do drogi usłanej różami. Pasuje, bo mimo iż płatki róż są delikatne, to łodyga ma kolce. Właśnie takie jest nasze życie, czasem radość, czasem smutek. Tylko czego byśmy chcieli mieć więcej? Radości, czy łez? Na te pytania musimy odpowiedzieć sobie sami. Nie bójmy się cierpienia, to ono nas kształtuje. Pomaga nam wzrastać i być bliżej Boga. Chyba tego pragniemy. 
"Dlatego wyprostujcie opadłe ręce i osłabłe kolana! Proste ślady czyńcie nogami, aby kto chromy, nie zbłądził, ale był raczej uzdrowiony. Starajcie się o pokój ze wszystkimi i o uświęcenie, bez którego nikt nie zobaczy Pana. Baczcie, aby nikt nie pozbawił się łaski Bożej, aby jakiś korzeń gorzki, który wyrasta do góry, nie spowodował zamieszania, a przez to nie skalali się inni" List do Hebrajczyków 12, 12-15

piątek, 21 października 2016

Wierzyć jak Judyta

"Tyś uczynił to wszystko, co byo dawniej i jeszcze przedtem, i co potem było, obmyśliłeś także, co się dziś dzieje i co się dopiero stanie; wszystko, jak pomyślałeś, tak się stało. Wszystkie Twoje postanowienia stają przed Tobą i mówią: Oto jesteśmy! Wszystkie Twoje drogi są już przygotowane, a zamiary Twoje to rzeczy, które istnieją." Księga Judyty 9, 5-6

Po raz pierwszy, podczas wieczornego czytania Biblii, na "chybił trafił", wpadłam na księgę Judyty, a właściwie na jej modlitwę kierowaną do Najwyższego. Jakże była pełną wiary kobietą! I nie tylko. Wiara dodawała jej siły. Niczego się nie bała. Jak jest napisane w dalszych wersach rozdziału 9, mówiła do Boga:

"Twoja bowiem potęga - to nie liczne wojsko, do Twego panowania niepotrzebni mocarze, gdyż jesteś Bogiem słabych i maluczkim spieszysz z pomocą. Dla ubogich jesteś ostoją i masz w swej pieczy wzgardzonych, i wybawiasz tych, co stracili nadzieję." Księga Judyty 9, 11

Tak pewne i piękne słowa, z ust niewiasty, wdowy, samotnej, ale tylko po ludzku, kobiety. Tak naprawdę Judyta pokazuje, że ma wszystko, co jest potrzebne każdemu człowiekowi. Bo MA WIARĘ! Jak wielkim darem od Boga jest wiara. Judyta pokazała, że z wiarą, z Bogiem można wszystko. Nawet strach znika. Cóż więc można począć bez wiary? Jedynie bezmyślnie brnąć przez życie i ślepo ufać innym. Powtarzać cokolwiek się usłyszy. Gdy człowiek dostępuje łaski wiary, może spojrzeć inaczej na świat, z innej perspektywy, tej "Bożej" perspektywy. Nie mówię tutaj o tym, że człowiek wierzący widzi świat w inny sposób, chodzi bardziej o głębię. Może i oczami ciała widzimy to samo. Te same lasy, morza, rzeki, góry. Lecz oczami duszy widzimy inny świat. Świat pełen możliwości, których większość nie zauważa. Patrząc na obcą nam osobę nie oceniamy pochopnie, albo staramy się tego nie robić, patrząc jedynie na zewnętrze człowieka. Staramy się patrzeć głębiej, przez oczy w serce. Bo przecież człowiek uwielbia wcielać się w role. Lubi grać, choć tak naprawdę nie jest aktorem. Boi się pokazać światu siebie, bo wie, że za chwilę go ocenią, wyśmieją. Nic więc dziwnego, że ludzie zakładają maski. Mam jednak nadzieję, że kiedyś, może niedługo, każdy z chodzących po ziemi pozna Tego, który jest "Drogą, Prawdą i Życiem" i postara się zrzucić ze swojej twarzy wszystkie maski. Bo być sobą, to najepsze rozwiązanie. Bynajmniej się wie, jest się pewny tego, że znajomości, przyjaźnie i związki, które tworzymy są prawdziwe.

"Niech cały Twój lud i wszystkie Twoje pokolenia poznają i wierzą, że jesteś Bogiem, Bogiem wszelkiej potęgi i siły, i że oprócz Ciebie nikt nie jest obrońcą [Izraela]." Księga Judyty 9, 14

wtorek, 18 października 2016

Dbaj o wiarę!

Człowiek za każdym razem, gdy trafia na nowych ludzi, stara się ich poznać. Choć z początku mogłoby się nam wydawać, że "podobamy" się sobie jako ludzie, że do siebie "pasujemy", to niestety czasami, z biegiem czasu okazuje się, jak człowiek bardzo się pomylił. W końcu zauważamy, że tak naprawdę niemalże nic nas nie łączy, a tak wiele nas dzieli. Przykre jest to, gdy uświadamiamy sobie, że tak naprawdę, oprócz, na przykład, kierunku w jakim się kształcimy, nic innego nas nie łączy. Wtedy nie warto czegokolwiek dalej ciągnąć, przedłużać. Nie warto pchać się w coś, co nie ma sensu, nie ma przyszłości. Patrząc teraz na swoją osobę, na przełomie lat, przypuśćmy od czasów podstawówki do teraz, widzę przeogromną zmianę. Zmianę w sobie, swoich poglądach, zachowaniu, reagowaniu w różnorakich sytuacjach. Dojrzałam, ucząc się na porażkach i sukcesach, które przeżyłam w ciagu mojego życia. Pamiętam, że jak byłam młodsza, wówczas zawsze przeżywałam, że ktoś powiedział, przypuśćmy, że mnie nie lubi, że coś mu się we mnie nie podoba. Największą "traumą" dzieciństwa, była rozłąka z przyjaciółką. Znałyśmy się od zerówki, ale niestety wybrałam inne gimnazjum i nasze drogi się rozeszły, ona gniewała się na mnie, że nie poszłam do tej samej szkoły. Po latach nawet i ja tego żałuję i sama jestem na siebie zła, ale czasu się nie cofnie. Później, w okresie dojrzewania, reakcje na cudze docinki wzmocniły się dwukrotnie, jeżeli nie jeszcze mocniej. Taki okres. Muszę przyznać, że brak stabilnej wiary, takiej prawdziwej, spowodował, że zamknęłam się w sobie, coraz mocniej zaczęłam nienawidzić sama siebie, miałam myśli samobójcze, ale na szczęście też bałam się śmierci, do tego wszelkiego rodzaju lęki, ciągły obniżony nastrój, niechęć do społeczeństwa. Teraz takie dzieciaki kwalifikują się na leczenie psychiatryczne. Ci co mnie znają, powiedzieli by "kobieto masz taką cudowną rodzinę, mamę i tatę". Ofc, I know I know. Teraz wiem. Wtedy byłam bardzo młoda i głupia. Jednak wszystko w naszym życiu dzieje się z jakiegoś powodu. Gdyby nie to, że chciałam uciec przed ludźmi z gimnazjum, nie pojechałabym nigdy na Lednicę, nie zmieniłabym swojego życia. Pewnie teraz by mnie nie było na tym świecie, a nawet jakbym była, to z pewnością nie pisałabym teraz tego tekstu. Tak mi się bynajmniej wydaje. Bóg jednak chciał inaczej. Pokazał mi drogę do Siebie. Nie chciał żebym zakończyła swoje życie tak głupio. Miał i cały czas ma na mnie jakiś specjalny plan, teraz to czuję. Zanim jednak osiągnęłam obecny stan, czyli spokojne funkcjonowanie, nie dopuszczanie do siebie złych myśli, radzenie sobie z negatywnymi emocjami i zachowaniami ze strony ludzi. Taki stan osiągałam siedem lat, a i tak w dalszym ciągu nie osiągnęłam go w 100%. Tego nie osiągnie się w pełni w czasie ziemskiego pielgrzymowania. Pełnie szczęścia osiągniemy dopiero po śmierci, gdy dostąpimy łaski i będziemy mogli radować się Bogiem w Królestwie Niebieskim. Mam nadzieję, że kiedyś będzie mi dane to osiągnąć. Bardzo tego pragnę, bo nie chcę nawet wyobrażać sobie już życia bez mojego Boga. Dzięki Niemu istnieję, oddycham, mogę się radować i smucić, po prostu żyć.


Raz "znaleziona" wiara, bez pracy i rozwoju, nie pozostanie na zawsze. Diabeł nie przestanie walczyć o to, by "spuścić" naszą duszę w piekielne czeluścia. Dlatego musimy walczyć. Dbać o wiarę, jak o drzewko zasadzone w ogrodzie. Jak nie będziemy go podlewać, plewić dookoła, to uschnie i trzeba będzie je wykopać i wyrzucić. O wiarę trzeba dbać tak jak i o miłość. Ale wiadomo, że z Bogiem nigdy nie przegramy. "Jeżeli Bóg z nami, którz przeciwko nam?" Bo nie musimy mieć wiele po ludzku, wystarczy, że będziemy mieli Boga w sercu, a nic więcej do pełni szczęścia nie będzie nam potrzebne. 

sobota, 8 października 2016

Gdybym umarła dziś w nocy

To z pewnością stwierdziłabym, że nie zrobiłam wszystkiego, o czym marzyłam w ciągu trwania mojego jakże krótkiego, jakby inny człowiek stwierdził, życia. Nie miałam okazji się zakochać, tak naprawdę po ludzku, w chłopaku, który zachwyciłby moje serce swoim duchem, sercem, uśmiechem, pasją. To ciągnie za sobą kolejne wydarzenia, nie wyszłam za mąż, nie mam dzieci, czyli nie wiem jak to jest być mamą z krwi i kości. Bóg jednak obdarzył mnie dziećmi, bo dał mi możliwość bycia matką chrzestną. Mam cudownego Kubusia i Laurę. Moje dwa serduszka ukochane. Czego jeszcze nie zrobiłam? Nie poszłam do programu muzycznego sprawdzić swoich możliwości, nie nauczyłam się grać na saksofonie, nie skoczyłam ze spadochronem, nie odwiedziłam Monte Carlo, nie nauczyłam się hiszpańskiego ani włoskiego. Dużo bym wymieniała. No przykładowo, nie poznałam moich muzycznych idoli, czy też nie wyprowadziłam się do Nowej Zelandii. Z pewnością nie zrobiłam jeszcze miliona innych rzeczy, ale coś na pewno zrobiłam. Z pełną świadomością i pragnieniem duszy i serca uznałam Chrystusa jako mojego Pana i Zbawiciela, za mojego Boga, za pierwszego w moim życiu, za moją przeogromną miłość. To dzięki niemu żyje, oddycham, jestem tym kim jestem, bez niego nie miałabym po co żyć, żyłabym bez celu, a przecież moim celem jest życie wieczne. Dzięki Bogu, nauczyłam się przebaczać, kochać, szanować innych, starać się być pokornym, a nie pysznym. Ej no i jeszcze nauczyłam się po ludzku, gotować, piec, grać na gitarze, śpiewać (chyba), czy jeździć samochodem. I wiele innych rzeczy, mam nadzieję, ha ha. Jednak co ja, maleńka dusza, którą dwadzieścia trzy lata temu Bóg powołał do życia na ziemi, mam do gadania? Kiedy tylko mój Bóg będzie chciał, powoła mnie do Siebie i mam nadzieję, że dane mi będzie radować się Jego pięknem w Raju. Ja, jako służebnica Twoja, mój Panie, przyjmuję wszystko, cokolwiek dla mnie przygotowałeś. Amen. 

niedziela, 11 września 2016

Akt wieczornej desperacji

Co kogo obchodzi czy wolna czy zajęta?! Wybaczcie za słowa, no ale do jasnej cholery, ja nie toaleta, żebym była wolna lub zajęta.. Moje dwadzieścia trzy wiosny to już za dużo na bycie singielką? Bo jeżeli tak to nawet jakby mi ktoś znalazł milion kandydatów to ja nie mam na takie zabawy ochoty. Ja chcę z Bożą pomocą znaleźć mężczyznę, którego najpierw nazwę swoim przyjacielem. Chcę z nim dzielić wspólne pasje, poglądy, a nie on interesuje się tym, a ja czymś innym. To nie będzie miało sensu. Musimy iść jedną drogą w stronę zbawienia, skoro się już na nią zdecydujemy.
A co ja w ogóle piszę, jak mam kiedyś mieć chłopaka, potem męża, to będę miała, a jak nie mam mieć to nie. Zaakceptuje wszystko, jeżeli takie będą plany Boga. Jego woli się nie będę sprzeciwiała. No bo po co? Nie ma sensu, przecież On wie najlepiej, co jest mi potrzebne do szczęścia. Prawdą jest to, że czuję pragnienie bycia matką, ale jeżeli nią nie będę to postaram się okiełznać mój egoizm i z pokorą to przyjmę. Przecież jestem służebnicą mojego Boga, niech mi się stanie według Jego słowa. 
Dlatego dajcie mi żyć...
#Amen 

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

I found YOUR love

Nie musisz nic zmieniać, nie musisz próbować niczego zmienić. Nie zmieniaj wyglądu, by stać się kolejną Barbie, kolejną "piękną" modelką, aktorką, piosenkarką. Bądź sobą, jedyną, niepowtarzalną, najpiękniejszą. Każdy z nas jest piękny, wystarczy w to uwierzyć. Nie ma takiego jak Ty. Nikt nie jest taki sam, nie znajdziesz drugiego siebie. Choć byś szukała, nie znajdziesz osoby podobnej w 100%. 
Jako, że jestem kobietą, wiem jak trudno jest zaakceptować samą siebie. My, kobiety, mamy z tym szczególny problem. Każda z nas, bez wyjątku, nawet te uważane przez świat za najcudowniejsze, z pewnością znajdą w sobie coś, co by chciały zmienić. Oj z pewnością. Nie znam kobiety, która w pełni akceptuje siebie. Nie jest to proste, oczywiście. Szczególnie, gdy kiedyś ktoś powiedział coś na temat naszego wyglądu, że coś mu się w nas nie podoba. Najmocniej oddziałowywują na nas słowa płci przeciwnej, one wpadają w nasze uszy z bardzo dużym impetem i zapisują się w naszej podświadomości na długi czas. I choćby wydawało się nam, że akceptujemy siebie, to tak naprawdę, zawsze coś w sobie znajdziemy, co będzie nas denerwowało. 
Słyszałam kiedyś, że kobieta zaczyna akceptować siebie bardziej, gdy zwróci na nią uwagę mężczyzna  i kiedy będzie przez niego kochana i uwielbiana. Jako wieloletnia singielka się z tym nie zgodzę. Dlaczego?! A dlatego, że według mnie najpierw każda z nas powinna POKOCHAĆ SIEBIE, żeby móc pokochać kogoś innego, mam na myśli ewentualnego faceta. Ewangelia daje nam do zrozumienia, że jeżeli nie nauczymy się kochać samych siebie, nigdy nie będziemy w stanie pokochać prawdziwie drugiej osoby. No to po co taki związek? Tylko po to, żebyś Ty czuła się lepiej? W końcu ta relacja się rozsypie, bo nie dasz swojemu, teoretycznie ukochanemu, prawdziwej miłości. On też musi wzrastać w tym związku. A jak można wzrastać, gdy cały czas się daje, a nic się w zamian nie otrzymuje? Z czego żyć?! I choć każda z nas w takim związku by wzrastała, to taki związek nie ma przyszłości. Niestety.. Nie możemy jedynie brać, to zbyt egoistyczne. 
Jest jednak Ktoś. Tym "Ktosiem" jest Chrystus. Cudowny mężczyzna, który ma tyle siły, żeby nauczyć nas miłości. Gdy będziemy wzrastać w miłości Chrystusa, nauczymy się kochać siebie samych. Co za tym idzie? Odwzajemnimy wówczas miłość wobec naszego Stwórcy, bez problemu. I co dalej? Oczywiście, gdy wejdziemy w relację z drugim człowiekiem, czy to przyjaźń, czy też miłość, będziemy na tyle mocne Bożą Miłością, że z łatwością stworzymy wspaniałe relacje międzyludzkie. Takie, które będą wzajemnie się wspomagały i umacniały na Miłości Chrystusowej. Wydaje mi się, że nic lepszego w życiu, jak poznanie Boga, i pokochanie Go, nie może nam się przytrafić. Cała reszta to składowe, które nadają sens naszemu życiu. Jeżeli kochasz Boga, kochasz siebie, z łatwością pokochasz innych ludzi. "You have my heart, oh God. (...) Hallelujah, I found Your Love, when I lost my heart to You." 

Łk, 10:27
"On rzekł: Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego." 

piątek, 19 sierpnia 2016

CHATA

William Paul Young, autor książki pt. "Chata". Powieść, a w zasadzie wspomnienia głównego bohatera Macka. Opowiada o tym, jak człowiek walczy z Bogiem, gdy w jego życiu wydarzy się tragedia. Tak się stało w życiu Macka. W ostatnim dniu wycieczki rodzinnej powien mężczyzna porwał i zamordował jego najmłodsze dziecko, córeczkę. Jak się później okazało był to seryjny morderca, który nie po raz pierwszy porwał jakąś dziewczynkę i ją zamordował. Główny bohater Mack, jak się domyślacie nie potrafi poradzić sobie z tym traumatycznym wydarzeniem. Z resztą każdy normalny rodzic miałby problem z pogodzeniem się ze stratą swojego dziecka. W książce dochodzi do spotkania Macka z Bogiem. Jego wyobrażeniem Boga jest Murzynka. Oprócz Niego, Mack widzi rownież Jezusa i Ducha Świętego w postaci małej Azjatki, Sarayu. 
Jeżeli chodzi o moje odczucia względem ksiązki, to nie do końca podoba mi się jako katoliczce, ponieważ jest trochę zgrzytów związanych z naszą wiarą. Podoba mi się jednak wytłumaczenie Boga, na temat tego, dlaczego nawet takie małe i bezbronne istoty umierają z powodu choroby, czy też jak w przypadku córki Macka, ginie przez chorego psychicznie człowieka, kóry upatrzył ją sobie by ją zabić. 
Każdy z Was moim zdaniem powinien przeczytać tę książkę choćby dlatego. Powinien sam ocenić tę książkę, bo tak jak wielu jest jej czytelników, tak wiele jest opinii. 

sobota, 30 lipca 2016

Wewnętrzny człowiek

"Dlatego zginam kolana moje przed Ojcem, od którego bierze nazwę wszelki ród na niebie i na ziemi, aby według bogactwa swej chwały sprawił w was przez Ducha swego, by potężnie wzmocnił się wewnętrzny człowiek. Niech Chrystus zamieszka przez wiarę w waszych sercach; abyście w miłości zakorzenieni i ugruntowani, wraz ze wszystkimi świętymi zdołali ogarnąć duchem, czym jest Szerokość, Długość, Wysokość i Głębokość, i poznać miłość Chrystusa, przewyższającą wszelką wiedzę, abyście zostali napełnieni całą Pełnią Boga."
List do Efezjan, 3:14-19

Choć nie ma mnie na ŚDM, to dziękuję Bogu za te telewizyjne transmisje. Dzisiejsza adoracja i koncert uwielbienia był tak niezwykły, że z pewnością zapisze się w sercach wszystkich uczestników na bardzo długo, a może i jeszcze dłużej ;)
Z pewnością "wewnętrzny człowiek", każdego z osobna, wzmocnił się i jest gotowy na pójście w świat i głoszenie Ewangelii tym, którzy jej nie znają, albo ją porzucili. 
Radujcie się i zarażajcie wszystkich chrześcijańskim uśmiechem, nie stawajcie się zbyt szybko "duchowymi emerytami", tak jak powiedział papież Franciszek. "Róbcie raban" pełen miłości i przyciągajcie do Boga, tych którzy Go nie znają, albo o Nim zapomnieli. 
#ŚDM #ŚDMKraków2016  #GOD #LOVE #MERCY

wtorek, 26 lipca 2016

Bo przyjaźni nie zmierzysz ilością odbytych imprez

Po dzisiejszych urodzinach stwierdzam, że mam trzy przyjaciółki. Trzy duchowe przyjaciółki, których jestem pewna, bo wiem, że jestesmy ze sobą szczere i kochamy się jak siostry dzięki wierze, którą nas Bóg obdarzył. Bo przecież przyjaciół nie mierzy się ilością odbytych imprez i wypitego alkoholu. Na przyjaźń trzeba zasłużyć, ale jak się na nią już zasłuży to nie wolno przestać o nią dbać, tak jak i o miłość. Przecież coś co jest niepielęgnowane usycha i ostatecznie umiera. Dlatego, jeżeli jesteśmy pewni czegoś, pewni jakiegoś uczucia, wówczas dbajmy o to. Nieważne czy jest to miłość, czy przyjaźń. Najwazniejsze jest to, żebyśmy nigdy nie przestali pielęgnować tego, co się otrzymało od życia. 

poniedziałek, 25 lipca 2016

Narodziny dla Boga

Rozkminiałam ostatnio, a raczej dziś po północy, gdy tylko z 24. lipca zrobił się 25., że tak naprawdę narodzenie dla świata nie jest prawdziwym narodzeniem się dla Boga. Bo przecież rodząc się dla świata, umieramy dla nieba, a umierając dla świata, rodzimy się dla nieba. Ale chcę jeszcze poruszyć to, że osobiście wydaje mi się, że w ciagu tego naszego ziemskiego życia, też możemy narodzić się dla Boga. Przecież w momencie, gdy w pełni świadomi swojej wiary i tego, że istnieje Bóg oświadczamy, że najważniejszym podmiotem od teraz w naszym ziemskim pielgrzymowaniu jest Bóg i dopiero po Nim pozycje zajmuje cała reszta, to wówczas rodzimy się dla Boga. Choć ja urodziłam się dokładnie 23 lata temu, to tak naprawdę dla Boga, mimo połączenia mnie z Nim w dniu chrztu, narodziłam się dopiero trzy lata temu. I od tamtej pory wzrastając w wierze i miłości Boga, czuję się najlepiej, tak dobrze jak nigdy. Śmiem twierdzić, że trzy lata temu moje życie dopiero się prawdziwie zaczęło. A Ty, czy już żyjesz naprawdę? 

niedziela, 17 lipca 2016

Duchowy odpoczynek

Łagiewniki, Sanktuarium Bożego Miłosierdzia i ja, to połączenie idealne. Mogłabym się tam przeprowadzić, wydać za mąż, urodzić gromadkę dzieci i niemalże codziennie być na koronce i popołudniowej mszy. Spokój ducha, jakiego od dawna nie miałam. Wiadomo przecież, że szczęście, które pragniemy osiągnąć, nigdy nie będzie pełne bez ustabilizowania duchowego. Mimo wszystko, mimo tego jak się tam czułam, to jednak nie potrafiłabym opuścić dziecinnych miejsc, gdzie żyło się beztrosko. No bo jak można opuścić to cudowne morze? Nie da rady. Wieczorne spacery przy zachodzie słońca, morska bryza, jod i cisza, dzięki którym można zebrać myśli i skupić się na rozmowie z Bogiem. Nic tego nie zastąpi. Bo dla mnie lepiej jest żyć troszkę dalej od zgiełku miasta, szczególnie takiego jak Kraków. Tam non stop jest mnóstwo ludzi, nie licząc oczywiście mieszkańców, którzy zapewne przyznaliby mi rację, że wolą siedzieć w domu niż wychodzić na zatłoczone przez turystów ulice. Jestem tego bardziej niż pewna. Mam jednak nadzieję, że turyści, w szale zwiedzania i kupowania pamiątek nie zapominają o najważniejszym, o Chrystusie. Najbardziej zdumiewa mnie w Jego miłości to, że umarł za nas wszystkich, bez wyjątku. Obdarzył każdego z nas tak niewyobrażalnie wielkim uczuciem i mimo że tak wielu ludzi ma Go dosłownie "w poszanowaniu", to On i tak cierpliwie czeka aż w końcu, może coś przemieni się w sercu choć jednego z nich.
#AMEN

środa, 29 czerwca 2016

Regeneracja

"Rób rzeczy szalone. Z Bogiem się uda." Tymi słowami ojca Jana Góry rozpoczynam regenerację. Inaczej wakacje. Choć te studenckie życie rządzi się innymi prawami niż to uczniowskie to i tak ten odpoczynek, jakże zasłużony, nazwę wakacjami. 

Zastanawiałam się ostatnio, co by było, gdyby chociaż połowa moich próśb, i tych wymawianych na głos, i tych znanych jedynie Bogu, tlących się w sercu, nagle stała się rzeczywistością. Czy to by nie zniszczyło, tej jakże długo tworzonej harmonii, pomiędzy moim umysłem, a duszą i sercem. Jednak prawda jest taka, że wybrałam Boga. Poprosiłam Go o działanie w moim życiu, żeby pomagał mi podejmować jak najlepsze decyzje. W takim układzie nie powinnam się martwić. No ale jestem człowiekiem. Tylko człowiekiem. Aż człowiekiem. Jestem małym stworkiem, który, jak wszyscy inni, wybiera jedną z wielu możliwości, gdy do czegoś dąży. Nie zastanawiam się zbytnio jaki to będzie miało wpływ na przyszłość, albo inaczej, może zastanawiam się, ale i tak nie jestem w stanie przewidzieć czy faktycznie tak będzie. To takie strasznie zamieszane. Wiem. Wiem. 

Zmieniając temat, jakże ja nie potrafię napisać całego postu o jednej rzeczy. No ale taka moja natura. Powiem wam tylko, że zaobserwowałam u siebie zmiany. Nie mogę nazwać siebie typową, już niemalże dwudziestotrzylatką. Jestem inna niż dziewczyny na roku. Mam inne priorytety. I choć mogę niektóre z nich nazwać swoimi koleżankami, to wiem, że po studiach to się zakończy. Nasze drogi się rozdzielą. Nie mamy takiego samego poglądu na świat. Jakże mnie boli, że nie znają tej Najczystszej Miiłości, że nie znają mojej największej Miłości, Boga. Cały czas trują mi o tym, żebym znalazła sobie chłopaka. I choć mówię im, że on się sam znajdzie, że Bóg znajdzie mi tego najlepszego, to jest jeden śmiech. Wszystko jednak trzeba przyjmować w ciszy serca, starać się nie wprowadzać zbędnych kłótni do międzyludzkich relacji. Zawsze wieczorem modlę się za nich, żeby w końcu wyszli z ciemności do Światła. Mam nadzieję, że chociaż części z nich to się uda. Ja widocznie nieudolnie głoszę o Chrystusie. Tak strasznie się do tego przyznać.... Wracając. Wiem jednak, że kiedyś tam, pojawi się pewien szalony katolik, zakochany w Bogu, który pokocha moją duszę i serce i będziemy mieli gromadkę dzieci na chwałę Boga. Gromadkę, bo nie ograniczam się do jednego. Jeżeli Bóg będzie chciał, żeby to była piątka, będzie piątka. On wie lepiej, co nam jest potrzebne w życiu. A teraz wracając do początku tej wypowiedzi. Zaobserwowałam u siebie zmiany. Jakie? A takie, że każdego dnia, który otrzymuję od Boga, gdy wstaję z łóżka, staram się przypomnieć sobie, dzięki komu znowu się obudziłam. Stram się stawiać Boga na pierwszym miejscu, bo wiem, że gdy On jest pierwszy, wszystko inne jest na swoim miejscu. Jakoś nie potrafię sobie teraz wyobraźić życia bez wiary, bez Boga. To jakby stracić życie. Jakże nieszczęśliwa byłaby moja dusza, gdybym straciła Chrystusa. Każda moja modlitwa opiera się na podziękowaniu za to, że dostałam dar wiary i mogę go rozwijać. Zawsze proszę o pomoc w codzienności, która jest niezwykle pokręcona. Proszę o to, żeby nigdy nikt mi tej wiary nie odebrał, bo wtedy moje życie straci sens. Bez Boga jestem zlepkiem komórek, serce bije, bo tak powinno, płuca tłoczą tlen, bo tak też powinno być. Z Bogiem jestem kimś, kobietą, szaloną, czasem wredną, uśmiechniętą, głupią i mądrą jednocześnie, córką, wnuczką, ciocią, przyjaciółką, może kiedyś także żoną i matką, potem babcią. Czas pokaże. Jednak wiem, że z Bogiem żyję. Bez Niego tylko bym była. 

"Bogu, który jedynie jest mądry, przez Jezusa Chrystusa, niech będzie chwała na wieki wieków! Amen."  List do Rzymian 16, 27

sobota, 18 czerwca 2016

Kilka słów.

"Wielki jest Pan i godzien wielkiej chwały" Ps 48, 2

Gdańsk - Jankowo Dolne - Gniezno - Lednica - Gdańsk.

Trasa do Boga, by wychwalać Jego dobro, miłość i potęgę z tysiącami młodych ludzi. Warto wymęczyć się w słońcu, warto zostać zmoczony przez ulewę, warto wracać zmęczony, zmarznięty, zbolały autobusem, gdzie ciało musi przyjmować niewygodne pozycje do spania. Wszystko było tego warte, bo Bóg. Dla Niego warto zrobić wszystko. Jemu warto oddać wszystko. Dla Niego warto żyć, kochać i uśmiechać się. Dla Niego warto też płakać, cierpieć i upadać. Najwspanialszy Bóg uniżył się, by być z człowiekiem, oddając się nam w kawałku chleba. Nieskończona miłość, dla której warto wierzyć.

Podróż rozpoczęła się 03.06 w piątek. O 16 ruszyliśmy do Jankowa Dolnego. Piękne, ciche miejsce, gdzie można przygotować swoją duszę na przyjęcie Pana. Wieczorne ognisko zbliżyło do siebie uczestników. Mogliśmy się lepiej poznać, staliśmy się wspólnotą, która miała kogoś, kto nas łączył - Boga. Na drugi dzień, 04.06, z samego rana wyjazd. Na szybko zwiedzanie Gniezna. Po półtorej godziny znowu czekał na nas autobus i droga na pola Lednickie. W czasie jazdy było trochę problemów ze znalezieniem drogi, ale w końcu, dzięki Bogu, trafiliśmy do celu. Tam szybkie przygotowanie. W tym roku zostaliśmy wyróżnieni jako grupa i z Przyjaciół Lednicy staliśmy się jej Przewodnikami. Szybki kurs i do sektora. W końcu czas wolny. W ogromnym upale czekaliśmy na kolejne punkty programu. W między czasie pojednanie z Bogiem, tańce, śpiewy i mnóstwo radości. Przed najważniejszym punktem programu jeszcze konferencja ojca Szustaka. Bardzo owocna, jak każde jego słowa kierowane do słuchaczy. Bóg dał mu dar słowa, tego nie da się zaprzeczyć. Chwilę później przyszedł czas na Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Ze zbierających się chmur spadł ogromny deszcz. Pan błogosławił Swojemu ludowi, chrzcił nas z okazji 1050-lecia chrztu Polski. Razem z ojcem Janem Górą, błogosławił nam z nieba. Zaskoczeni przez deszcz, zostaliśmy zmoczeni do ostatniej nitki, ale mimo to nie dało się narzekać. W końcu przyszedł czas na gwóźdź programu - mszę świętą, z bardzo mądrym i dobrym kazaniem biskupa Dajczaka. W czasie komunii świętej przyszedł czas na nasze przewodnictwo. Z zapalonymi pochodniami prowadziliśmy księży, którzy nieśli Chrystusa w komunii. Serca chciały wyskoczyć nam z piersi, gdy prowadziliśmy do ludzi samego Boga. Po mszy jeszcze czas zapalania świec i kolejne nasze zadanie - roznoszenie ognia. Potem powrót do sektorów i cudowny czas adoracji Chrystusa w Najświętszym sakramencie. Moment oczyszczeń, poprzez radość, a także przez łzy. Czas wylania łask i błogosławieństw. Chwila zamyślenia i refleksji nad swoim życiem. Nad tym, co dzieje się w naszych sercach, jak wygląda nasza relacja z Bogiem i bliskimi nam ludźmi. Ostatnim punktem corocznego spotkania na polach Lednickich było przejście przez Rybę - bramę Miłosierdzia. Trochę to trwało, ze względu na ogrom młodych ludzi, kapłanów i sióstr zakonnych, którzy też mieli te same plany. Około drugiej w nocy znaleźliśmy się w autobusie, gdzie wymęczonych i przemoczonych, zmorzył sen. Nad ranem, ledwo żywi, ale szczęśliwi, pożegnaliśmy się i ruszyliśmy do swoich domów.

Z takich wyjazdów pozostają zawsze same pozytywne wspomnienia. Baterie wiary ładują się do pełna, żeby w tym pogubionym świecie, mieć siłę na szerzenie dobra i mimo porażek, jakże częstych, nigdy się nie poddawać. Dzięki Najwyższemu, my, którzy otrzymaliśmy dar wiary, mamy na Kim się oprzeć, gdy zabraknie nam sił. Bo przecież "wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia" (Filipian 4,13), a bez Niego jesteśmy tylko zwykłymi szarymi człowieczkami, takimi samymi jak miliardy innych na ziemi.


Na koniec, pozostało nam jedynie zawierzyć się Bogu, oddać się w całości, tak jak to zrobił, już przebywający u Pana, ojciec Jan Góra. Słowa te są proste, ale szczere, wychodzące prosto z serca. "Jestem Twój. Zbaw mnie. Amen."

Moje wspomnienia z wyjazdu zostaną również opublikowane na stronie Franciszkańskie Duszpasterstwo Powołaniowe. Załączam link --> powołanie Gdańsk W przyszłym tygodniu można się spodziewać tego postu. Stay tuned! xo

poniedziałek, 30 maja 2016

Amen



Blisko. Coraz bliżej. Tylko kilka dni i z Frankami z Gdańska i z przyjaciółmi ruszamy na Lednicę. Kolejną w życiu, ale pierwszą bez o. Jana Góry. Z jednej strony smutek, że nie będzie go z nami fizycznie, ale z drugiej strony radość, bo duchowo będzie przy każdym z nas. Prawda jest taka, że jest mu już lepiej, bo jest u Ojca w niebie, gdzie każdy z nas stara się dostać po śmierci.

Wracając do spotkania. Serdecznie polecam każdemu, kto się jeszcze waha. Ziomeczku, na 100% będzie pięknie. Obiecuję, że się nie zawiedziesz. Dla każdego coś miłego. Przecież każdy z nas lubi coś innego. Osobiście moim ulubionym punktem, oprócz mszy świętej, jest adoracja Chrystusa w Najświętszym sakramencie. Zdecydowanie. Moment uwolnienia, oczyszczenia, odczucia niesamowitego ciepła i miłości Chrystusa. Wystarczy się otworzyć i może w końcu podziękować, za to, co ci daje każdego dnia. Przecież daje wszystko, bo bez Niego byśmy nic nie mieli, nawet nie moglibyśmy złapać oddechu. Cóż więcej powiedzieć. Nie zastanawiaj się dłużej, tylko zapisuj się i ciśnij na Lednicę. Na serio! Nie myśl czy powinieneś, bo wiadomo, że tak. #loveyall #AMEN

poniedziałek, 23 maja 2016

Ubóstwo ubogaca

Dzisiejsza ewangelia Mk 10:17-27 "Należy wszystko porzucić, aby iść za Jezusem."

"<<Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?>> (...)  <<Idź, sprzedaj wszystko, co masz i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną.>> Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości."


Miał wszystko czego zapragnął na ziemi, lecz w momencie, gdy okazało się, że życie wieczne jest warte wszystko to, co posiadał, zrezygnował i odszedł zasmucony. Jak wielu ludzi ma z tym problem. Stawiają wszystko co materialne przed Bogiem i zakrywają sobie Jego oblicze. Nie powiem, że i mi się nie zdarza tak robić. No może zdarzało. Chociaż pewnie jeszcze nie raz się zdarzy, nie daj Boże. Z dnia na dzień coraz głębiej staram się poznawać Najwyższego. Jak tylko mam czas, właśnie, trochę dziwnie to brzmi, bo przecież to Bóg ma być na pierwszym miejscu. No ale, jak tylko mam czas, staram się iść na mszę świętą, by móc przyjąć ciało Chrystusa. Codziennie też, zazwyczaj przed snem tworzę własne modlitwy, szczególnie dziękczynne za to wszystko co mam. Dziękuję Bogu za rodzinę, ludzi, którzy mnie otaczają, dziękuję za wiarę, którą zostałam obdarzona i za to jakim człowiekiem jestem ja. Żeby nie było, że to moja jedyna modlitwa. Codziennie też staram się nie zapominać o chociażby jednej części różańca, co udaje mi się od niedawna. Chyba dojrzewam. To raczej najwyższy czas. 😂 Wracając do tytułu.. Ubóstwem ubogacać. Co ja przez to rozumiem. Albo, co wydaje mi się, że przez to rozumiem. Sądzę, że jedynym bogactwem, którego możemy mieć niezliczoną ilość, jest serce pełne miłości. I w sumie najcześciej to właśnie ludzie, którzy mają najmniej i potrafią się tym dzielić, mają serce pełne najszczerszej miłości. Tak jak ta wdowa, która oddała wszystko co miała. Właśnie ona mogłaby być dobrym przykładem do dzisiejszego tematu. 

Tak natomiast zrozumiałam dzisiejsze kazanie.  "Pokochaj Chrystusa całym swoim sercem i postaw Go w swoim życiu na pierwszym miejscu. Nic lepszego dla swojego zbawienia nie możesz zrobić. Bo, gdy On będzie pierwszy, wszystko inne będzie układało się w prawidłowej kolejności."



wtorek, 17 maja 2016

Special connect

Mieliście kiedyś tak, że odpisał Wam ktoś, na którego odpowiedź byście nigdy nie liczyli?! Ja tak miałam i powiem.. mega dziwne uczucie. Szok. Cały czas czuję, jak się rumienię. Pewnie jestem czerwona jak buraczek. W sumie dobrze, że ta osoba mnie nie widzi, bo pewnie by miała niezłą polewkę ze mnie. Jest w tym coś bardzo ciekawego. Bo w sumie nie znam tej osoby, ale czuje z nią dziwną .... jedność? Choć to może zbyt duże słowo. Może bardziej, jakieś połączenie, coś co jest naszym wspólnym punktem zaczepienia. Hmm, czy też czujecie się podobnie, nie tylko w relacjach z drugim człowiekiem, ale także z samym Bogiem? No bo przecież Go nigdy nie "widzieliśmy" w realu, a mamy z Nim taki "special connect". Chyba coś w tym jest, czy może się mylę? Nie raz miałam tak, że na strefie chwały wręcz nie mogłam powstrzymać tego, że się rumienię. Jakby sam Chrystus, może to głupio zabrzmi dla niektórych, ale czułam się tak jakby Bóg mnie, może nie podrywał, ale komplementował tak, że aż wydawało mi się, że się rumienię i to tak na maxa. Nie wiem, czy też macie z Nim taki connect. Może tylko mi jest taki potrzebny, ale muszę się przyznać, że to najlepsze łącze jakie kiedykolwiek z Nim miałam i nie chcę go zmieniać. A no, bo dzięki Niemu czuję się wyjątkowa i kochana. Tak o! ❤️❤️ 
Buziole najpiękniejsi ❤️❤️❤️❤️ #loveyall #JesusmyLove #JesusmySaviour #JesusmyFriend #JesusmyKing #JesusmyGod 

PS. Nowy album Elevation Worship *_* I adore ❤️👏🏼

sobota, 14 maja 2016

Dlaczego JA, Jezu?

I can't believe - Elevation Worship  <--- Link do piosenki

"Gdy upadłam, Ty już tam byłeś. 
Twoja łaska rozpoczęła się zanim byłam tego świadoma. 
Mój wstyd zbyt wielki, aby go schować, został ukryty teraz za sprawą Jezusa Chrystusa. 

Nie mogę uwierzyć, jaką cenę zapłaciłeś za mnie, czego nie byłeś winien, abym mogła Cię poznać.
Jak to możliwe, że wybrałeś kogoś takiego jak ja, aby Cię wysławiać, wychwalając Twoje Imię.

Dla tego, który dał mi to wszystko, zależę z całym sercem i duszą.
Wszystko co zyskam będę liczyć jako utratę, w momencie gdy zrozumiem cud krzyża.

Oddałeś swe życie na krzyżu, by z mego serca zrobić dom. 
O jak oddany z Ciebie Bóg. Twa chwała na wieki w sercu mym."

Tak mniej więcej brzmią słowa tej piosenki. Oczywiście nie ułożyłam tej wersji do melodii, ale może postaram się to zrobić w najbliższym czasie. A teraz przejdźmy do sedna tego posta. 

Dlaczego Jezu wybrałeś mnie? Takiego zwykłego, słabego, małego człowieczka. Czym zasłużyłam sobie na to, że mogę radować się w Tobie? Ja niegodna i grzeszna. Jakże moje serce raduje się, że Cię znam, Jezu. Sprawiasz, że rozkwitam, że w końcu staję się kobietą. Z dnia na dzień akceptuję siebie w coraz większym stopniu, aż w końcu zaśpiewam "Who's that sexy thing I see over there. That's me standing in the mirror. (...) I thank God everyday that I woke up feeling this way." Zdecydowanie. Dlatego też, dziękuję Ci, Jezu, miłości moja najwieksza, że kochasz mnie miłością odwieczną, niezmienną i dajesz mi to odczuć każdego dnia. Ja też staram się okazywać Ci moje uczucie. Nie chcę żeby to było jedynie jednostronne. Dziękuję, że mnie wybrałeś, że pokazałeś mi Siebie, że mogę przyjmować Cię w sakramencie Eucharystii. Kocham Cię, na zawsze Twoja. 


"Powietrzem moim jest. Powietrzem moim jest. Obecność Twoja, święta w sercu mym. 
Powszednim chlebem mym. Powszednim chlebem mym. Twe żywe słowo, dane mi dziś.
Bez Ciebie nie mogę już żyć. 
Dla Ciebie me serce chce bić." 
❤️❤️❤️❤️❤️❤️

poniedziałek, 9 maja 2016

"Pole minowe ludzkiej seksualności"

 Czyli VI forum Młodzi i Miłość w pigułce.
Jeżeli chciałabym określić to forum jednym słowem to powiedziałabym hmm.. PETARDA

Z całego serca polecam forum Młodzi i Miłość i szczerze, już nie mogę doczekać się kolejnego. 
Oto pierwsi goście forum: państwo Mariola i Piotr Wołochowiczowie
Autorzy wielu książek na temat ludzkiej seksualnosci. Np. "Seks po chrześcijańsku."  Wspaniałe małżeństwo, cudowni ludzie, którzy poświęcili swoje życie Bogu i młodym ludziom. Konkretni, prawdziwi, ciepli, mądrzy. Prowadzą również warsztaty wakacyjne dla osób, które potrzebują pomocy w dziedzinie "duchowo-seksualnej", jezeli mogę tak to określić. Polecam "potrzebującym". Przecież w końcu warto nauczyć się czym tak naprawdę jest prawdziwa miłość. Chwała Panu za nich!

Drugim i zdecydowanie bardziej mi znanym gościem był: nie kto inny tylko Robert Friedrich Litza. Tak, ten z Luxtorpedy

Mistrz w swoim fachu. A dodatkowo mąż, ojciec, a także dziadek. No i co najważniejsze, niewstydzący się Jezusa, wierny Bogu. Jego świadectwo to naprawdę opowieść na kilka godzin, których niestety nie mieliśmy. Tak w skrócie. Litza pochodzi z rozbitej rodziny. Rodzice się rozwiedli. Swoją żonę poznał w wieku 16lat, była jego przyjaciółką. Też miała podobne problemy w swoim życiu. W 1988roku pobrali się, uprzednio musieli, albo raczej chcieli, stworzyć dziecko, żeby bez żadnych problemów się pobrać. Oprócz tego Litza musiał przyjąć sakrament bierzmowania. Bóg ciągnął ich do siebie. Na całe szczęście. Teraz jest mężem, ojcem siódemki, a tak naprawdę dziewiątki dzieci, ponieważ dwoje zmarło, i dziadkiem, piątki, a w zasadzie szóstki dzieciaczków. Szczęściarze, mają już swoich aniołów stróżów w niebie. Z drugiej strony wraz z żoną, są bardzo skrzywdzeni, przez nienawidzacego nas wszystkich szatana. Jak silna jest ich miłość, że pomagali sobie wzajemnie tracąc nowe dziecko ze swojego życia? Niesamowite, niemożliwe, piękne. Dobrze, że Bożą pomocą dają radę i kroczą ku zbawieniu. Maryja!
Oprócz gości specjalnych był katolicki zespół "Kierunek Niebo". Fajnie grają, śpiewają i wyglądają. Polecam.. I zapraszam na kolejne forum. Z Bogiem.
#Amen

środa, 4 maja 2016

Młodzi i Miłość

Już 9.maja na Stadionie Energa Gdańsk o godzinie 18, odbędzie się VI forum Młodzi i Miłość. Forum Młodzi i Miłość link Postanowiłam, że w końcu ruszę ten swój leniwy tyłek i w ten jakże piękny poniedziałek, po egzaminie, udam się na to forum. V forum, ze względu na natłok obowiązków, oglądałam online i tu, w tym momencie mogę powiedzieć, że każdemu kto ma ochotę wysłuchać bardzo ciekawych świadectw, serdecznie polecam to spotkanie. Nie zastanawiajcie się zbyt długo tylko zarezerwujcie sobie poniedziałkowy wieczór właśnie na to forum, a na 100% nie będziecie żałowali swojej decyzji. Obiecuję. Przecież każda chwila poświęcona na rozwój duchowy to cudowny krok do przodu. Także zapraszam. Wstęp darmowy, więc czego chcieć więcej. Szczególnie jak się jest tzw. "biednym studenciakiem".

A na pierwszą majówkową środę polecam gdańskich ziomków i ich zespół 12 kamieni. Przed Wami Wszystko Jasne czyli jeden z ich najnowszych singli. XO

#Amen

środa, 20 kwietnia 2016

Współczesny strach przed starością i śmiercią

Szpital psychiatryczny, dzień drugi. Poznałam dwóch panów Mieczysławów. Panowie obaj po osiemdziesiątce. Tyle lat miałby mój dziadek. Miałby, ale niestety nie żyje. Niestety, albo stety. Na pewno jest mu lepiej u Boga, tak musiałby się męczyć na tym świecie wsród ludzi bez serca i ze swoją chorobą. Zrozumiem wszystko. Musisz pracować, bo masz rodzinę na utrzymaniu. Jednak jak można oddać kogoś, kto był dla nas całym życiem i go nie odwiedzać, lub wpadać do niego raz od wielkiego dzwonu. Przecież on też ma uczucia. Wszystko bardzo dobrze rozumie. W depresje może wpaść każdy z nas, bo w tę chorobę wpada się z powodu samotności. Nawet jak już się nie ma czasu dla tego starszego człowieka, którego swego czasu nazywało się tatą, czy dziadkiem, nie trzeba od razu oddawać go do szpitala psychiatrycznego, są lepsze miejsca dla osób starszych. Można też opłacić pielęgniarkę, ale do mieszkania, do domu. Wracając do panów Mietków. To naprawdę przemili panowie, uśmiechnięci, rozgadani, szczegolnie jeden z nich, drugi jest bardziej typem słuchacza, podobnie jak ja. Jednak każdy z nich jest człowiekiem, mającym niesamowite historie. Każdy z nich jest ojcem i dziadkiem. Słuchałam ich dziś ponownie i przyglądałam się ich twarzom. Ścisnęło mnie w końcu serducho, bo tak bardzo chciałabym móc zobaczyć swojego dziadka, przytulić się do niego i powiedzieć, że tak bardzo tęskniłam i kocham go bardzo mocno. Błagam Cię Boże, nie daj mi nigdy chociażby pomysleć o oddaniu gdzieś moich rodziców... Nie daj mi tego nigdy zrobić.
Nie mam też zamiaru nikogo oceniać, bo nie wiem, dlaczego ich oddali, ale mimo wszystko to jest bardzo przykre. Mam nadzieję, że ich nigdy nikt nie odda. 

Młodzi chyba boją się starości i nie dopuszczają do siebie takiej możliwości. Przecież taka jest kolej rzeczy. O śmierci nie wspomnę.. To dopiero przepaść dla nas.

wtorek, 12 kwietnia 2016

Słowa RANIĄ!!

Nie mam pojęcia ile można wałkować jeden temat. Mnóstwo osób to poruszało, a miliardy ludzi to poczuło na własnej skórze. Przecież nikt nie chce być źle traktowany, nieprawda? Mówi się, traktuj innych tak, jakbyś chciał być przez nich traktowany. Czyż nie piszę prawdy? Ile razy Cię ktoś skrzywdził? Z pewnością nie raz. Ale czy pomyślałeś kiedyś ile razy Ty sprawiłeś, że ktoś przez Ciebie płakał? Ja się nad tym zastanawiałam i cały czas mam nadzieję, że mniej niż pięć osób, że pomyliłam się w obliczeniach. Niby pięć to mało, ale dla mnie to za dużo. Czuję się z tym źle. Ktoś mógłby powiedzieć, oj nie przesadzaj, byłaś mała i nie wiedziałaś, nie miałaś tyle rozumu co teraz. Niby tak, ale rodzice od małego wpajali mi, żebym nigdy nikogo nie raniła, a jednak zrobiłam inaczej. Potem w gimnazjum to złe zachowanie się na mnie odbiło i w końcu poczułam jak czuły się te osoby. Sponiewierane, zmieszane z błotem, oby tylko z tym, a nie z czymś więcej. Ja wiem, że czułam się jak śmieć, jak bezwartościowa rzecz, którą można wyrzucić i na zawsze o niej zapomnieć twierdząc, że była byle jaka, gówniana, do niczego
Dodatkowo powinnismy spojrzeć na inny aspekt naszego ubliżania innym osobom. Czy osoba, która została przez nas zraniona miała kogoś, w kogo ramionach mogłaby się wypłakać? Czy miała kogoś, kto cały czas motywował ją, komplementował, sprawiał, że czuła się potrzebna i wartościowa? Ja miałam. To pomogło mi odbić się od dna. Jednak będąc szczera, nie mam pojęcia czy osoby, które zraniłam miały kogoś takiego. Mam nadzieję, że tak. Teraz wiem, jak bardzo jest to potrzebne. Jednak nawet posiadając kogoś, kto sprawia, że czujemy się lepiej, nie do końca nam to pomaga w całkowitym pozbieraniu swoich wszystkich części, żeby znowu być tym samym człowiekiem. Ten stan osiągnęłam dopiero w całkowitym oddaniu się Bogu. On potrafi ukoić ból jak nikt inny, On potrafi skleić wszystko, co rozpadło się w nas, nasze serce, naszą duszę. Jest najlepszym Lekarzem. Nieomylnym Lekarzem, który zawsze wie jaka jest diagnoza i co było jej przyczyną. Jego wybaczenie jest nieskończenie razy ważniejsze niż jakieś puste słowo rzucone na odwal się. Ludzie nie lubią pomagać, bo lubią wiedzieć, że ktoś czuje się gorzej niż oni. Karmią się cudzym nieszczęściem. A ja nauczyłam się, że nie powinnismy działać zasadą oko za oko, ząb za ząb. Powinniśmy nadstawiać drugi policzek i modlić się za tych, co nam źle życzą. Przebaczać i błogosławić
Czasem jeden uśmiech może być lepszy niż tysiąc słów, a obecność, nawet mimo milczenia, może zdziałać cuda. 

W Biblii są odpowiedzi na każdy problem, na każde pytanie. Dlatego, gdy Ci smutno przeczytaj fragment z ewangelii wg. św. Jana 14:16 "Ja będę prosił Ojca, a On ześle wam innego Pocieszyciela, żeby był z wami na zawsze." A kiedy ktoś Cię zrani zajrzyj do ewangelii wg. św. Łukasza 6:37 "I nie sądźcie też innych, to sami nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, to i wy nie będziecie potępieni. Przebaczajcie innym, to i wam będzie przebaczone." 

czwartek, 7 kwietnia 2016

Nieskończona miłość Boga

Dzisiejsze natchnienie zapraszam do przesłuchania. Duch Święty działał Nieskończenie <- link do piosenki.

Choć może trudno kochać kogoś, kogo się nie widzi, to zdecydowanie warto. WARTO, WARTO, WARTO! Wierzcie, albo nie, ale księga Jeremiasza 31:3 nie kłamie. "Miłością odwieczną cię ukochałem" tak mówi Pan. Przecież jak mówi Psalm 119:105 "Słowo Twoje jest światłem dla stóp moich, pochodnią na drogach moich." Pan nigdy nas nie opuszcza, zawsze jest z nami. KOCHA NAS, KOCHA! On wie co to miłość i jak KOCHA się NAPRAWDĘ! Nikt nie wie tego lepiej niż On. Bo jak mówi pierwszy list do Koryntian rozdział 13 werset 8 "Miłość nigdy nie ustaje". Taka właśnie jest miłość Boga, nieskończona. Wystarczy powiedzieć TAK, a On wyleje na nas ogrom Swojej miłości, tak duży, że nie będziemy w stanie przestać się uśmiechać. Poczujemy się najszczęśliwsi. No właśnie, w końcu znajdziemy to szczęście, za którym tak biegniemy, a cały czas nie możemy go złapać. Bo Bóg jest naszym szczęściem i dopiero, kiedy będzie On w naszym życiu, na pierwszym miejscu w naszym sercu, w naszej duszy, wtedy osiągniemy nieosiagalne. Wystarczy powiedzieć TAK. 

wtorek, 5 kwietnia 2016

Więcej POKORY!

Takie właśnie słowa skierowałam do siebie samej! "Dziewczyno, więcej pokory. Spróbuj w końcu walczyć z tą wewnętrzną pychą."
Ile sprzeczności w jednej osobie?! Spójrzmy na mnie, z jednej strony, mam problem z akceptacją samej siebie, chodzi mi tu o wydarzenia z przeszłości, które w jakiś sposób wciąż powracają sprawiając, że czuję się często, jak krótko mówiąc "gówno", co wiąże się z tym, że zaprzeczam samemu Bogu, bo przecież On stworzył nas na Swój wizerunek. Dla Niego przecież jestem arcydziełem. "Jesteśmy bowiem dziełem Bożym" Efezjan, 2:10. Ale szatan potrafi tak nam zamieszać w głowie, że choć wydaje się nam, że jesteśmy do niczego, z drugiej strony czujemy, że jesteśmy w czymś niesamowici. Tak samo ja odebrałam dawno napisany post mojej przyjaciółki, albo raczej pewnej jej znajomej, która umieściła jej post z nagraniem i zaprosiła wszystkich do odwiedzenia miejsca, gdzie moja przyjaciółka śpiewa. Nieważne, że to było nasze wspólne nagranie, nagrane u mnie, wstawione na moje konto youtube. Nieważne, że to ją wszyscy chwalili, a o mnie nie wspomniał nikt, dopóki i ja sama nie pochwaliłam jej. Teraz jest już to nieważne. A dlaczego? Dlatego, że w momencie, gdy przeczytałam tego posta i komentarze poczułam się "ej no ku**a, przecież ja też coś znaczę? Helloł czy ja nie istnieję?" Ale za chwilę ugryzłam się w język i zapytałam samą siebie, czy ja przypadkiem kiedyś nie stwierdziłam, że wolę otrzymać "laury" w tym drugim, ważniejszym życiu, od samego Boga? Faktycznie, kiedyś tak stwierdziłam, więc przeprosiłam za swoje słowa Pana Boga i powiedziałam sobie, że muszę walczyć ze swoją pychą. No troszeczkę więcej pokory dziewczynko.

A tutaj maleńki fragment z Księgi Mądrości otworzony przed sekundą, dla tych, co mi kiedyś "przeszkadzali".
"Wtedy stanie sprawiedliwy z ufnością wielką w obliczu tych, co go uciskali i okazywali pogardę trudom jego.(...) Będą mówić między sobą, pokutę czyniąc, i w ucisku ducha wzdychać będą i wołać: Oto ten, który był dla nas pośmiewiskiem i którego mieliśmy za wzgardzonego, my, niemądrzy! Uznaliśmy za szaleństwo jego życie i za pozbawiony czci koniec jego." Ks. Mądrości, 5:1-4


Pokora. Amen

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Prawo do życia

Mniej więcej od piątku w sieci pojawiła się ogromna burza wokół ustawy rządowej w sprawie aborcji. Ustawa ta jest jak dla mnie, katoliczki, jak najbardziej prawidłowa. Wierząc w to, że od momentu zapłodnienia pojawia się nowy człowiek, z całego serca się zgadzam z ustawą. Każda aborcja to morderstwo. Nie można tego inaczej nazwać. Zaskakujące jest to, że za aborcją są ludzie, którzy już zdążyli się urodzić. Za aborcją są kobiety, przyszłe matki. Jaką matką będziesz skoro zamordujesz kilka wcześniej niechcianych dzieci? Od kiedy 'twoja macica, twój wybór'? Jak można decydować, czy to maleństwo, które już od 6 tygodnia ciąży ma serduszko, które bije i spokojnie możesz je usłyszeć na USG, powinno żyć, czy też powinno umrzeć? Przecież w konstytucji jest zapis, że każdy ma prawo do życia. Chcesz terminować ciążę? Proszę bardzo, twoje sumienie. Tylko pamiętaj, że przed tobą zrobiło to mnóstwo kobiet, które teraz żyją bo muszą. Zmagają się z problemami zdrowotnymi, przede wszystkim mają problemy psychiczne. Co noc śni im się zabite dziecko, popadają w alkoholizm czy też inne używki. Ale nikt o tym głośno nie mówi. Przecież to nie ważne. Aborcja przecież nie jest zła. Robisz wszystko dobrze, bez przesady. Ci katole to popieprzeni ludzie. Ci duchowni wiedzą tyle o ciąży niechcianej, o tym co czuje kobieta, co niewidomy o kolorach. No bo to dziecko z gwałtu, powiedzą. Tylko co ten maluch zrobił, żeby go teraz za to zabijano? On nie spowodował, że wypaczony gwałciciel zrobił to akurat tej dziewczynie, która została jego mamą. Najpierw terminujecie ciąże, używacie antykoncepcji, a później szukacie pomocy w in vitro bo nie możecie mieć dzieci. Logika godna mistrza. Naprawdę pozazdrościć. Najpierw poszukajcie trochę w tym internecie. Poczytajcie świadectwa kobiet, które poddały się aborcji np. Aborted Women. Silent no more. Pózniej wypowiadajcie się na takie tematy. Przy okazji, co by było, gdybyś miała świadomość, jako ta mała fasolka, że twoja matka chce cię wyskrobać? Jakbyś się czuła?

wtorek, 29 marca 2016

"War Room"

Jednak jeszcze dużo muszę się nauczyć. Moja modlitwa jest słaba, zwyczajnie w świecie odklepywana. Modlę się tyle ile sobie teoretycznie narzuciłam, nic dodatkowego. Powinnam zmienić coś w swoim życiu. A raczej nie coś, tylko bardzo dużo. Muszę w końcu prawdziwie się modlić. Jednak do tego potrzeba dużo wyrzeczeń, pokory. I zdecydowanie z tym drugim mam problem. Jestem małym, wrednym człowieczkiem, który lubi, gdy nie musi się niczym przejmować. W kontaktach międzyludzkich czasem za dużo powiem, co potem może zostać źle odebrane, przez co mam wyrzuty sumienia. Marzę o tym, żeby nauczyć się pokory i cierpliwości, a także chciałabym być mądrym człowiekiem. Co mam namyśli? Chciałabym wiedzieć, czy w danym momencie mogę coś powiedzieć, czy też powinnam się ugryźć w ten mój niewyparzony jęzor i zamilknąć żeby nie wkopać się w jeszcze większe bagno. Powinnam nauczyć się oddawać Bogu to, co nie jest na moje siły i współpracowac z Nim. Żeby nasza relacja, była czymś żywym, prawdziwym, a nie jedynie suchą modlitwą do kogoś kogo nie widzę. Muszę na każdym kroku przypominać sobie, że Jezus siedzi teraz obok mnie i pisze ten tekst, że robi zawsze to, co ja robię. On nigdy mnie nie opuszcza, zawsze ze mną jest. Jezu, mój Przyjacielu, Znawicielu, naucz mnie ze sobą rozmawiać. Niech nasza relacja rozkwita i nabiera kolorów. Bądźmy nierozłączni. 
Co do tytułu posta, to tytuł bardzo fajnego filmu. Polecam. Na pewno znajdziecie go na zalukaj.tv 
Amen.

sobota, 26 marca 2016

Zmartwychwstał!!!!

Dnia trzeciego, o poranku kamień grobu został odsunięty. Chrystus wstał z martwych. On żyje, On żyje!!!
Błogosławionych świąt Zmartwychwstania Pańskiego!!

Risen - Israel & New Breed

niedziela, 7 lutego 2016

Wielki Post

Od dziś do Wielkiej Soboty wychodzi nam 46 dni. Mamy tyle czasu, by przygotować swoją duszę, swoje serce, całego siebie na pamiątkę Zmartwychwstania tego, który oddał za nas życie, byśmy mogli marzyć o zbawieniu, o życiu wiecznym. Bo to nigdy by nie było możliwe, gdyby nie miłość Boga do nas i oddanie za nasze grzechy, jedynego Syna, swoją największą miłość. Jakiś czas temu o tym pisałam. Jak wielką miłością obdarzył nas Bóg, że był w stanie poświęcić, by ratować nasze dusze, swojego syna. I jakże posłuszny był Jezus, że nie sprzeciwił się woli swojego Ojca. W tych czasach widzimy smutny obraz rodziny. Dzieci pozostawione same sobie, rodzice zaganiani za pieniędzmi. Po jakimś czasie, nagle przychodzi moment chęci naprawy relacji, które tak naprawdę nigdy nie zostały stworzone. Niestety to się nie udaje, z bardzo prostych względów. Dzieci nie czują przywiązania do rodziców. Dla nich są to jedynie osoby, które dają pieniądze. Rozmawiali ze sobą bardzo rzadko. Znają się zbyt słabo, żeby wiedzieć, co dzieje się w sercu dziecka, czy w sercu rodzica. Dzieci traktują rodziców jak bankomat, skoro tylko to było im dawane całe życie, to przecież tylko po to są. Między nimi nie ma mocnej więzi, często się kłócą, czasem może wyzywają, czy też biją. Rodzice wyprowadzają dzieciaki z równowagi, a dzieci nieszanują rodziców. Koło non stop się nakręca. Nie istnieje żaden punkt zwrotny, który mógłby zahamować machinę przemocy i nienawiści. W takich domach zabrakło miłości. I skoro zabrakło miłości, wówczas zabrakło rownież Boga, a raczej Jego przede wszystkim. Małżeństwo, jeżeli takowe zostało zawarte, nie zostało zbudowane na skale, którą powinien być Chrystus, więc i reszta życia nie została oddana Bogu. No bo po co? Przecież każdy lepiej sobie poradzi. W tych czasach nawet reklamy wmawiają ludziom, że są bogami. Relacje z domu przenoszone są na relacje w społeczeństwie. Ogromny podział między ludźmi, którzy wiedzą, że bez Boga nie mają nic, a ludźmi, którzy siebie samych określają mianem bóg. Tylko, że Bóg stał się człowiekiem, by być równy nam, a my za wszelką cenę pragniemy być bogami. Po co? Po co komu najdroższy samochód, czy willa z basenem? Tego i tak nie zabierzemy do grobu. Każdy z nas wyląduje w takiej samej ziemi, a nasze ciała w taki sam sposób ulegną rozkładowi. Czyż więc nie lepiej zastanowić się nad sobą i pomysleć, czy gdyby za minutę miałbyć koniec świata byłbym gotowy na przyjście Pana i na sąd ostateczny? Czy wystarczajaco dobrze przygotowałem moją duszę i serce, i są one gotowe i godne przestąpienia progu nieba, by radować się w Bogu z wszystkimi, którzy już tam się znajdują? Jeżeli tak, to brawo. Jeżeli nie, to zastanów się, co powinieneś zmienić? Co jest nie tak z twoim życiem? Zastanów się, czy zaryzykujesz i zmienisz swoje dotychczasowe życie, by być z Bogiem? Czy zaufasz mu i zaczniesz prawdziwie żyć? Jak więc będzie? Póki masz czas, zastanów się, by nie było za późno. 

"W pocie czoła będziesz się mozolił, aby zdobyć pożywienie, póki nie wrócisz do ziemi, z której zostałeś wzięty. Z prochu bowiem jesteś i w proch się przemienisz." Rdz, 3:19

niedziela, 31 stycznia 2016

Dokonaj niemożliwego.


"Bóg nie wymaga od nas rzeczy niemożliwych." Jakie wielkie szczęście mamy, że Bóg od nas nic nie wymaga. Bez względu na wszystko mamy zawsze szansę by zostać zbawionym. Nie musimy wtoczyć ogromnego głazu na Mont Blank. Nie musimy też przelać wody z oceanu Atlantyckiego na miejsce Indyjskiego i odwrotnie. Czy ktokolwiek podołałby takim zadaniom? Ja na pewno nie. Prędzej bym wyszła z siebie i stanęła obok niż zrobiłabym którąś z tych rzeczy. Nasza relacja z Bogiem ma oprzeć się na zaufaniu, bo przecież "Jeżeli będziecie mieli wiarę nawet taką tylko, jak ziarnko gorczycy, to gdy powiecie temu oto drzewu sykomory, żeby wyszło stąd z korzeniami i przeniosło się do morza, to was usłucha." Łk, 17:6 tak właśnie powiedział Jezus. Jakże mała jest nasza wiara. Jak mała jest moja wiara skoro jeszcze nigdy nic takiego mi się nie przytrafiło. Jednak stale próbuję się umacniać w Nim. Pragnę w Nim wzrastać, rozwijać się. Bez Niego, dla mnie już nic nie ma sensu. Warto oddać się Jemu. Warto, nie tylko dlatego, że On obiecuje, iż w naszym życiu dzięki Jego obecności, będą mogły dziać się rzeczy niemożliwe. Szczerze powiem, że dzieją się, dzieją. Naprawdę. Każdy z nas doświadcza obecności Boga w inny sposób. Jedni bardzo bezpośrednio, przez to, że faktycznie zbudowali już z Nim jakąś relację, inni pośrednio. Przez ludzi, którym Bóg przekazał wiadomość dla kogoś innego. Ja również mam dziś wiadomość do kogoś. Ktoś może to odczyta, że jest to właśnie do niego/do niej. Bóg mówi do Ciebie: jeżeli pragniesz spotkać prawdziwą miłość, taką, która będzie budowana na fundamencie wiary, to zastanów się kto cię zranił. Przede wszystkim skup się na płci przeciwnej. Jeżeli twój ojciec, dziadek, wujek, czy brat zranił cię. Nie potrafił wyrazić uczuć, nigdy nie powiedział jak bardzo ważną osobą jesteś dla niego, nigdy cię nie przytulił. Albo jeżeli jakaś dziewczyna, siostra, ciotka, babcia, czy nawet mama wyśmiała cię i powiedziała, że taki nieudacznik nigdy nie znajdzie kobiety, to wiedz, że się myliła. Zostaw to za sobą. Nawet jeżeli jest to dla ciebie ogromnym bólem, a twoje serce na każdą myśl o tej sytuacji na nowo otwiera swoją starą ranę. Bóg prosi cię, żebyś przebaczyła/przebaczył właśnie teraz temu człowiekowi. Bo do momentu, póki nie przebaczysz, nie usiądziesz i nie powiesz tego wszystkiego tej osobie, jak bardzo cię zraniła, nie tylko nie zaznasz spokoju, ale także nie zdołasz zbudować prawdziwej relacji z drugim człowiekiem w Bogu. Zauroczyć można się milion razy i niemądrze twierdzić, że jest to miłość. Prawda jest taka, że prawdziwa miłość trafia się tylko raz i na pewno jest ona prawdziwa, jeżeli dwie osoby opierają ją na miłości Boga. Dlatego też zastanów się, czy przypadkiem nie było to do ciebie. Przypomnij sobie historie z przeszłości. Zaufaj Panu, On pomoże ci dokonać niemożliwego. Zrób pierwszy krok, a na pewno nie będziesz żałować. Amen. +

środa, 27 stycznia 2016

Bóg mnie zaskakuje

Co chwilę to robi. Dosłownie. Codziennie dostaję znaki o Jego istnieniu. Naprawdę. Przykładowo dziś. Miałam naprawdę ważny egzamin. Uczyłam się, ale nauka sama nie wystarczy. Był to egzamin ustny. Losujesz zestaw. Nie wiesz co wylosujesz. To zwykłe zrządzenie losu, dla większości. W moim przypadku moją ręką kierował Bóg. Pragnęłam zestawu z trzema konkretnymi pytaniami. Cały czas o tym mówiłam. Jak zajechałam do Gdańska, a byłam wcześniej niż powinnam i miałam jeszcze trochę czasu do egzaminu, poszłam do kościoła. W kaplicy zawsze jest adoracja, więc skorzystałam, bo tego bardzo potrzebowałam. Zmówiłam koronkę do Miłosierdzia Bożego i jedną część różańca. Non stop myślałam o tych pytaniach, które bym chciała. Stresowałam się niesamowicie. Jednak wraz ze stopniowym zbliżaniem się do swojego wejścia stres odchodził. Oddałam to Bogu, a On zrobił resztę. Wchodząc na salę pani egzaminator rozluźniła trochę atmosferę. Stanęłam przy zestawach i chwilę krążąc dłonią wzięłam taki o jaki prosiłam. Moja radość była nie do opisania. Czułam się jak najszczęśliwszy człowiek na świecie. Oczywiście dzięki Bożej pomocy dostałam upragnione 5. Cały stres powoli schodził, a mi pozostało uklęknąć dziś wieczorem i podziękować Mu ze wszystkich sił za tą pomoc. Po raz kolejny, mam nadzieję, że to nie ostatni raz jak Bóg mi pomaga, bo bez Niego nie dam rady. Z resztą wiem, że nie ostatni raz. Bo On nigdy mnie nie opuści. Zawsze ze mną jest. Tak samo kocha ciebie i chce ci pomagać. Wystarczy poprosić. On spełnia nasze prośby.



"There is none, none like You
Who can know my heart, like You do." ~"Met by Love" - United Pursuit
"Nie ma nikogo, nikogo takiego jak Ty, 
kto zna moje serce, tak jak Ty." 

Met by Love - United Pursuit

piątek, 22 stycznia 2016

Seasons change

"Though the seasons change
Your love remains"

Prawda "ukryta" w dwóch krótkich zdaniach. "Choć pory roku się zmieniają, Twoja miłość trwa.(jest niezmienna)" Tak właśnie jest z miłością Boga. Ona jest stała, cały czas tak samo silna, nigdy niezachwiana. Mimo że wokół nas zmienia się wszystko. Tracimy jednych znajomych, a nagle poznajemy innych. Patrząc w lustro widzimy jak my się zmieniamy, a wyglądając przez okno widzimy jak pory roku zmieniają naszą przyrodę, prowadząc nas od wiosny przez lato i jesień aż do zimy. Rok za rokiem. A On ciągle czeka. Kocha nas tak samo. Nie oczekuje nic w zamian, nie potrzebuje naszych pieniędzy, ofiar. On chce żebyśmy i my w końcu podarowali mu swoją miłość. To jedyna rzecz, jedyne uczucie, na którym Mu zależy. Bo Bóg jest miłością. Kiedyś znalazłam taki ładny cytat w oryginale po angielsku "God loves you more in a moment, than anyone could in a lifetime." Co tłumacząc oznacza "Bóg kocha cię mocniej w jednej chwili, niż ktokolwiek mógłby (kochać cię) przez całe życie." Dlatego nie ma co załamywać się i narzekać, że nie mamy jeszcze ukochanej osoby przy boku, czy też rodzice nas nie kochają. Oni i tak nie byliby w stanie pokochać nas chociaż tak samo mocno jak Bóg. Wiem, że miłość rodzicielska jest ważna, że bycie kochanym przez drugiego człowieka jest ważne. Jednak jeżeli my nie nauczymy się kochać samego siebie i naszego Wszechmogącego Boga, raczej nie będziemy w stanie obdarować nikogo pięknym uczuciem. Więc zakochajmy się w Panu, bo On nas kocha całym sobą. Z Jego miłością będziemy nieśli uśmiech każdemu człowiekowi i będziemy potrafili obdarować miłością, rodzicielską, braterską i tą partnerską, tych których napotkamy na swojej drodze. Amen.

United Pursuit - Seasons Change




wtorek, 19 stycznia 2016

Jezus siłą mą!

Co do wyczynów naszych piłkarzy ręcznych na boisku komentarz jest zbędny. Udowadniają, że z Bogiem nie ma nic niemożliwego. Ciężka praca, talent, determinacja i ta najważniejsza - WIARA. Dzięki ich pięknemu świadectwu, jakie pokazują całemu światu na boisku podczas transmisji na żywo, uczę się jak nie wstydzić się Jezusa, mojej wiary w Niego. Brawo za piękną walkę. Oby tak dalej. A my, chrześcijanie, bierzmy przykład z tych pięknych postaw. Amen.

niedziela, 10 stycznia 2016

Wiara czyni cuda

"Nie bój się, wypłyń na głębię, jest przy Tobie Chrystus."
"Zaufaj Panu już dziś."
"Ty jesteś mocą ludu Swego, Imieniem Twoim zwyciężamy."
Takie i inne pieśni pokazują jak łatwo, a zarazem jak trudno jest powiedzieć TAK Bogu. Niby jesteśmy wierzący, ale z drugiej strony jakże nieświadomi tego, że szatan zastrasza nas w każdej sekundzie. Zastrasza poprzez nasze najczulsze punkty, przez to, co na pewno nas zaboli. Mamy klapki na oczach i idziemy jak koń w jednym kierunku, nie widząc co jest z boku, po prawej i po lewej stronie. Bo tak łatwiej, bo tak lepiej. Tak nam się jednak tylko wydaje. Bo tak naprawdę, nigdzie nie będzie nam lepiej niż w Niebie, gdy już będziemy po tej drugiej stronie. Nie mniej jednak póki jeszcze tu jesteśmy, to z nikim nam nie będzie lepiej jak z samym Bogiem, którego w końcu postawimy na pierwszym miejscu w swoim życiu, a nie gdzieś z tyłu, gdzie zaglądamy jedynie, gdy stanie się coś złego. Czemu wówczas krzyczymy na Boga starając zrzucić na Niego naszą winę, do której dopusciliśmy się sami nie stawiając Go wcześniej na najwyższym podium w naszym sercu. Czasem warto się zastanowić kogo się woli, szatana czy Boga? Bóg, w momencie gdy usłyszy nasze szczere TAK, już nigdy nie pozwoli nas nikomu skrzywdzić. Ale musimy wiedzieć o tym, że szatan nigdy się nie podda i zawsze zastawi na nas jakieś nowe pułapki.
"Brawo Ty" mówili w reklamie i odpowiadali "Brawo Ja". No nie do końca kochani. Tak naprawdę Brawo On, bo pomógł mi, żeby inni krzyczeli "Brawo Ty". Dzisiejsza walka siatkarzy o Tokio, by potem mogli walczyć o Rio, była walką o wszystko. Chłopaki postawili wszystko na jednej stronie wagi i jedynie porażka reprezentacji Niemiec mogła przechylić tę szalę na ich stronę. Tak też się stało, ale po wielkiej walce, do ostatniej kropli potu. Gdyby nie upór i wola walki chłopaków o własne marzenia, zapewne nie oni by się teraz cieszyli z wygranej, tylko płakaliby jak zespół Niemiec. Jednak moim zdaniem bez Boga nie daliby rady. Musieli wierzyć, zawsze jest jakaś choćby maleńka cząstka w człowieku, która krzyczy do Boga "Pomocy". Oprócz tego zdeterminowani kibice, którzy również wierzyli w wygraną chłopaków. Każdy człowiek dodał maleńką cząstkę swojej wiary i wyszło co wyszło. Wiara, upór i wola walki dała niesamowity rezultat. Bo jeżeli Bóg z nami, którz przeciwko nam? Pamietajmy o tym. Z Bogiem można wszystko, bez Niego nie mamy nic. Sam talent i ciężka praca nie wystarczy. Trzeba jeszcze uwierzyć.

"Czy są wśród bożków pogańskich tacy, którzy by zesłali deszcz? Czy może niebo zsyła krople deszczu? Czy raczej nie Ty, Panie, nasz Boże? W Tobie pokładamy nadzieję, bo Ty uczyniłeś to wszystko." z księgi Jeremiasza, 14:22

niedziela, 3 stycznia 2016

Jezu - moja Światłości.

Z ciemności serca - wyrwałeś mnie. Od złego ducha - uwolniłeś mnie. Miłością wielką - oblałeś mnie. Tchnąłeś ducha - bym mogła żyć. 

Osiem dni pielgrzymowania. Pięć dni skupienia. Nieprzespane noce. Hiszpański rytm. Tak można w czterech bardzo krótkich zdaniach opisać wyjazd, już mój czwarty, na Taizé. Jak zapewne zostało to już wywnioskowane, byłam w Hiszpanii, a dokładniej w Walencji. Było ciepło, miło i przyjemnie. Nie chodzi mi tylko o temperaturę powietrza, która dla ciekawych, sięgała nawet 23 stopni Celsjusza. Chodzi mi głownie o ciepło, które przywiozłam w swoim sercu. Mimo że wyjazd zaczął się niezbyt przyjemnie to zakończył się jak najbardziej udanie. Mówią, że "nieważne jak zaczynasz, ważne jak kończysz". Tutaj bym się z tym faktem zgodziła. Bo choć pielgrzymkę zaczęłam kiepsko to zakończyłam ją, jak najbardziej pozytywnie. Wspaniali ludzie, całkiem spoko jedzenie. Modlitwy tak samo jak zwykle. Poranna o 8:30, południowa o 14:00 i wieczorna o 19:00, chyba najlepsza. Dla mnie im ciemniej tym łatwiej mi skupić się i znaleźć to moje połączenie z Bogiem. 
Hiszpanie to niezwykle otwarty naród. Ciepły i radosny. Nieważne kim jesteś, Polakiem, Niemcem, czy Włochem, oni przyjmą cię pod swój dach i obdarzą opieką. Obdarują cię miłością, uśmiechem, zaufaniem, wszystkim czego pielgrzym potrzebuje. Nie zważając na to, że wstajesz wcześnie rano, bo musisz się dostać do centrum na modlitwę, oni wstają i szykują ci śniadanie. Nie muszą, chcą. Pokazują jakim powinieneś być chrześcijaninem. Zawsze uśmiechniętym, zarażającym innych tą radością. Pomocnym, życzliwym i nieoceniającym innych. Choć nawet byłaby między wami bariera językowa, to ona tak naprawdę nie istnieje. Bo dla Boga nie ma nic niemożliwego. I kiedy tylko Go poprosisz o pomoc dogadasz się z każdym bez wyjątku. 
Właśnie to wyniosłam z tego spotkania. Bądź dla innych taki jak sam chcesz żeby inni cię traktowali. Nawet jeżeli oni nie będą tacy, to ty swoją postawą ich ucz. W końcu spadną im klapki z oczu i nauczą się. Bo z Bogiem nigdy nie przegrywamy. Przecież skoro jesteś z Bogiem, którz może być przeciw tobie. Z Nim mogę wszystko, bez Niego nie zrobię nic. Każdy oddech, każda łza, każdy uśmiech należą do Niego. Nic byśmy nie mieli gdyby nie On. To dzięki Niemu byliśmy, jesteśmy i być możemy. 
Raduje się moje serce, że w końcu to zrozumiałam. Bez Niego nie było by mnie. Jestem, bo On chciał bym była. Jeszcze nie doszłam do tego, dlaczego On pragnął bym pojawiła się na tym świecie. Dlaczego On poznaje mnie z tymi, a nie z innymi ludźmi. Czemu robię to, a nie coś innego. Niepojęte są dla mnie plany mojego Boga. Dlatego też, codziennie błagam Go, by to On działał w moim życiu, by On je prowadził. Ja sama nie trafię do bram Jego domu. 
Bądź ze mną, chroń mnie i prowadź każdego dnia mego życia. Daj tyle ile zdołam unieść, nigdy mnie nie opuszczaj.